Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi niebezpieczeństwo — szepnął Serwiusz do Hermana i udał się za tajemniczym przewodnikiem.
Szli wzdłuż muru, nie mówiąc do siebie ani słowa. Nagle zatrzymał się nieznajomy, otworzył furtkę i mruknął:
— Wejdź!
Gdy Serwiusz wszedł do ogrodu, zamknęły się za nim drzwi natychmiast. Inna postać wysunęła się z klombu mirt i wziąwszy go za rękę, odezwała się:
— Nie obawiaj się. Chodź za mną.
Była te kobieta.
I postępowali znów w milczeniu, posuwając się ścieżkami, wysypanemi żwirem.
Po jakimś czasie wskazała zakapturzona przewodniczka Serwiuszowi aleję z cyprysów i szepnęła.
— Idź prosto aż do końca i czekaj!
Puściła jego rękę, zostawiając go samego.
Szedł przed siebie, ciekawy rozwiązania zagadki.
Gdy dotarł do końca alei, stanął i rozglądał się uważnie.
Nie spostrzegł nikogo, chociaż noc była tak jasna, że rozróżniał dokładnie całe otoczenie.
Widział przed sobą duży okrągły plac, otoczony zewsząd drzewami mirtowemi. Białe marmurowe posągi w długich fałdzistych sukniach świeciły wokoło, odbijając wyraźnie od tła ciemnego. W środku wyrzucała fontanna z głowy orła z rozpostartemi skrzydłami wysoki strumień wody, lśniącej w błę-