Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziś lat sześćdziesiąt do grobu gniecie, —
Runem już tylko człowiek na świecie, —
Dziś się już życie skłania po trochu,
Grobowcem czując na własnym prochu! —

Duch się już napił z życia kielicha! —
Pieśń się już tylko odzywa z cicha, —
Pieśń, co mi w sercu grzmiała przed laty,
Nim ją zerwały — boleści — straty.

Nim z mojej liry
Żałobne kiry
Nut, co w niej grały,
Nie pozrywały!
Nim dzień się skłoni,
Sprobuję jeszcze,
Czy pień wydzwoni
Mi słowo wieszcze!

Uderzę w struny, —
Podniosę głosy
We słów pioruny, —
Spojrzę w niebiosy.

I będę marzył,
Nucił i śnił —
Duchem się skarzył —
A pieśnią żył!...

Chociaż po cierniach chodziłem w świecie,
Nie zakrwawiło się serce w łonie,
I jeszcze bije jak w młodym lecie —
Cierpi i płacze — a jeszcze płonie!

Kiedyś się Fridhjof po niem kołatał
I Gerda jutrznią w niem zaświtała; —
Dziś te marzenia wicher pozmiatał, —
Lodów opoka zaskrzepła biała —

W zimowym stroju
Na wieszcza zdroju...
Śniegi zawiały
Jego chorały:
Nim mróz mnie zmoże,
Boże! och Boże!
Pozwól mi jeszcze —
Choć słowo wieszcze!