Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z zimnego Sundu przyjmij wołanie
Ty ojcze ciepła — życia kapłanie!
Ty, coś największy — w światów milionie, —
W światła purpurze —
Wśród gwiazd miliardu — w ognia koronie —
Cześć Tobie w górze!

Nie wiele ciepła dziś w chmur wyłomie,
Ale mniej jeszcze w zmarzłym atomie,
Który na morzu tu kołysany
Przechodzi progi
Między „Gotłandu“ kredowe ściany
I „Öhland“ drogi!

Niedługo świecisz — świeć w tej godzinie
Górom i Sundom, nim dzień przeminie! —
Na tej przystani — w wodnym pochodzie
Nas zagrzać trzeba! —
Ciepłem otulić po nocnym chłodzie,
Promieniem z nieba!

Bośmy zziębnięci — bo my spragnieni
Ciepłego tchnienia, — światła promieni!
Obież nas kołem — zanim wróg ludzi —
Noc złowroga
Na sinem morzu znów nie ostudzi
Promienie Boga!

Choć nienależym to tej drużyny,
Przyjmij ofiary,
Jakie zanoszą Ci morskie syny
Wodnemi gwary —
Cześć Ci i sławę szumiąc z głębiny, —
Przyjmij o Panie —
Wraz z modłą naszą — to morskie granie!...

Tak mi się zdało, — morza śpiewały, —
Więc i pieśń moja też w te chorały
Burzami ducha rozkołysana,
Nim dojdzie miru — niechaj do Pana
Dochodzi bram!

Srebrnym potokiem pieśń niechaj płynie
W kwieciem ubranej świata dolinie,
Po krótkiej drodze życia zrodzona,
Jasna i wolna i oświetlona
Niech śpiewa nam!