Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I stalą wciąż runy wyrzyna na ledzie;
Po własnem imieniu Belówna wciąż jedzie.

Tak pędzą samotrzeć po strasznem przezroczu,
A Rana, czatując, nie spuscza ich z oczu,

I nagle dach srebrny swej łamie zagrody,
Otwiera przerębel — koń wpada do wody!

W oblicze królowej zajrzała śmierć blada;
Młodzieniec, jak burza, do sanek przypada,

W lód utkwi stal ostrą i, jak błyskawica,
Potężnie rumaka za grzywę pochwyca,

I bystrym odskokiem ujmując się wodzie,
Wyciąga tonących — i stawi na lodzie. —

»Czyn świetny I przezemnie świat pozna go cały!
Nie lepiej by zrobił sam Frytjof, ów Śmiały!«

To rzekłszy, król wraca do swojej gospody;
Wesoło z nim zimę przepędza gość młody.