Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Frytjof z poddasza, jak bóg desczu[1] z chmury,
Potoki wody wylewa;
Na śmierć ognistą śmiało patrząc z góry
Spółpracowników zagrzewa.

Ale daremnie! gwałt ognia zwycięża,
Dym się z obłokami łączy;
Na żwir spalony z blach złoto się sączy,
Srebro płynie skrętem węża.

I oto nagle z płomieni wypada
Kur z ognistemi piórami:
Na sczycie dachu złowrogi usiada,
Pieje, trzepioce skrzydłami.[2]

Dmie wiatr poranny — odmęty ogniowe
Zwiększają dzikie swe szały,
Schną w gaju święte drzewa Balderowe,
Zrze liść ich płomień zgłodniały.

Skacze z gałęzi na gałęź — i w sieci
Porywa swe las trzesczący.
Cóś okropnego w głębi ognia świeci —
Ha! groźny Balder płonący!

Pękają silne drzew korzenie w ziemi,
Wierzchy się w topieli skryły;

  1. Bóg desczu — Frej (przyp. 5).
  2. Wypadnięcie ze świątyni koguta i jego pienie złowiescze przypominają Frytjofowi mającą kiedyś nastąpić straszną katastrofę skończenia świata. Wtedy bowiem wylecą w powietrze trzy cudowne koguty, i jednocześnie tak straszliwie zapieją, że głosem swym cały świat napełnią. Z Walhalli wyleci kur o złotym grzebieniu, z ziemi czerwonopłomienny (właśnie jaki tu opisany), z państwa Heli blady. Pienie tych kurów i donośny dźwięk rogu Hejmdala, stróża nieba, będą nieochybnym sygnałem zbliżającego się końca świata (Ragnareku).