Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»I ztąd i ztamtąd wciąż gońców słano;
»Wreście — królewnę zamąż wydano.« —

»O płci niewierna (Frytjof zawoła),
Myśl pierwsza, którą z czarnego czoła
Lok[1] wysnuł swego — fałszem się zwała.
On do ludzkiego fałsz wpędził ciała,
I na ten padół z szyderstwem cisnął,
By mężom w kształcie kobiety błysnął.
Fałsz ma błękitne oko, co łzami
Swemi ból sprawia — czaruje, mami!
Fałsz ma pierś białą, w której przesiada
Cnota, tak trwała, jak lód wiosenny,
Miłość tak stała, jak wiatr jesienny;
Ma serce, którém kieruje zdrada;
Usta na których wstędze różanej
Krzywoprzysięztwo wywija tany,
Z dziką, zabójczą w myślach rachubą!
A przecież jakże była mi lubą —
Jak ją kochałem, jak kocham jescze!
Gdziekolwiek spójrzę w czasy minione,
Wszędzie w niej widzę kochankę, żonę —
Ona zabawy moje dzieliła,
Czynów, o których dusza marzyła,
Ona podnietą, nagrodą była!...
Kiedy dwa drzewa wspólnym korzeniem
Rosną pod ziemią — niechaj Thor w jedno
Uderzy świętym z nieba płomieniem,
Wnet liście bliźnie drugiego bledną
I pień usycha; niechże wesołem
Jedno z nich buja w powietrzu czołem,
I zielonością przynęca oczy,
Wnet drugie tyleż krasy roztoczy.
Nasza tu radość, nasze boleści
Zrosły się społem. W biednej mej głowie,

  1. lok, początek zła, olbrzym ubóstwiony (przyp. 11).