Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 94
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

— Zamyka jednak dostęp do skarbu subtelności — westchnął Swojski.
Po kolacji pani Krotyszowa pokazywała rysunki nowych sukien, jakie miała zabrać ze sobą:
— Wzorowałam je na różnych odmianach storczyków. Storczyk uważam za kwiat najbardziej mi odpowiadający.
O jedenastej Józef pożegnał się i wyszedł.
Był cały pod wrażeniem niezwykłej umysłowości pani Barbary. Niemal każde jej zdanie zasługiwało na poświęcenie mu dłuższych rozmyślań, a niektóre uderzały swą niespodziewaną trafnością.
Najwięcej myślał o tem, co powiedziała o Lusi.
— Czy istotnie Lusia nie będzie mi mogła dać szczęścia?.... Nonsens! — oburzył się — my będziemy zawsze się kochali.

ROZDZIAŁ IX.

Zaręczyny Józefa Domaszki z Lusią Hejbowską zgromadziły kilkadziesiąt osób z rodziny narzeczonej.
Józef był sam. Pomimo egzaminujących i uporczywych spojrzeń, badających go bez przerwy, czuł się dość swobodnie, gdyż Lusia całą swoją pomysłowość skierowała ku uprzyjemnieniu mu wieczoru.
Zresztą egzamin wypadł na korzyść Józefa Dowiedział się o tem od pani Szczerkowskiej, która zbierała opinje, znoszone jej ze wszystkich stron jako opiekunce Lusi.
Rodzina uznała pana Domaszkę za przyzwoitego i poważnego kandydata do swego grona.
Zaręczynowy pierścionek nabyty przez Swojskiego w antykwarni zyskał także uznanie dla dobrego gustu narzeczonego.
Z różnych względów postanowiono przyśpieszyć datę ślubu, co zresztą nie spotkało się ze sprzeciwem ani Lusi, ani Józefa
Ustalono, że uroczystość odbędzie się w kaplicy świętego Józefa przy ul. Polnej, poczem państwo młodzi wyjadą w podróż poślubną do Szwajcarji.
Datę wyznaczono za trzy tygodnie, t. j. natychmiast po trzeciej zapowiedzi.
Tymczasem Józef zajął się ponownem przemeblowywaniem mieszkania, przyczem jako eksperta poprosił panią Szczerkowską. Okazało się — jak zresztą przewidywał — że gust pani Neumanowej i Rosiczki nie wzbudził uznania pani Szczerkowskiej. Tapety były za jaskrawe, urządzenie salonu zimne, a sypialni pretensjonalne.
— Nie może pani sobie wyobrazić, panno Lusiu, — mówił do narzeczonej — jak dalece wujenka wszystko w naszem przyszłem gniazdku wywraca do góry nogami! Połowę mebli musiałem przenieść na strych, do firmy, do redakcji, gdzie się dało.
— Więc mamy mieszkanie bez mebli? — żartowała.
— Gdzież tam! Pani Szczerkowska zna najlepsze źródła istotnie pięknych mebli. Jeździmy od sklepu do sklepu godzinami.
Kosztowało to sporo, choć Józef nie żałował pieniędzy.
— Raz się człowiek żeni — wyjaśnił Swojskiemu — trudno.
— Raz, dwa, albo i trzy — niewinnie zauważył ten.
Po wyjeździe pani Krotyszowej Swojski stał się częstym gościem u państwa Szczerkowskich, dokąd wprowadził go Józef.
Swojski najczęściej improwizował przy fortepianie, a Józef z Lusią siedzieli na kanapce i rozmawiali półgłosem.
Gdy wkrótce po powrocie z Jarzębowa Lusia dowiedziała się o zmianie redakcji w ,Tygodniku Niezależnym” była tem zaskoczona. Na szczęście Swojski w swój aksamitny sposób umiał tak postawić kwestję, że Lusia nie mogła potępić postępowania narzeczonego. Byłoby gorzej, gdyby spotkała Piotrowicza, ale ten gdzieś przepadł, jak kamień w wodę i słuch o nim zaginął.
Jednak Józef nie wyzbył się zupełnie niepokoju i wciąż dowiadywał się od doktora Żura, czy nie wie, gdzie się obraca i co porabia Potrowicz. Żur wszakże też nic o tem nie wiedział, gdyż po zostając w wydawnictwie musiał zerwać stosunek z dawnym zespołem
— W każdym razie niema go w Warszawie — zapewniał Józefa.
Lusia nie chciała za nic w świecie obejrzeć mieszkania. Więcej, bo błagała wujenkę, by ta nie mówiła jej, co i jak jest urządzone.
— Pozwólcie mi mieć niespodziankę — prosiła.
— A jeżeli się pani nie spodoba! — pytał zmartwiony. — Wówczas chyba powieszę się z rozpaczy.
— Musi się podobać. Pan jest zamało pewny siebie.
— Proszę mi tylko powiedzieć, panno Lusiu — błagał — czy pani woli kolor niebieski, czy zielony?
— Zielony w niebieskie kratki — śmiała się.
Kiedy wyłuszczał pewnego razu swe wątpliwości na ten temat przed Swojskim, wszedł Fartuszek, a wysłuchawszy kilku zdań zaopinjował:
— Donna est mobile, jak mówili starożytni Rzymianie. Dlatego nigdy się kobiecie nie dogodzi. Najlepiej zapowiedzieć san żardę, bez ogródek: — ma być statuskwo i koniec. A wogóle nad drzwiami małżeńskiego domu najlepiej umieścić napis Dantego z tej jego Aligorji: — Pascyjate ogni speramus.
— Słusznie — z powagą potwierdził Swojski — należy odnowić czasy gdy oblubienica pisała na drzwiach oblubieńca: — Gdzie ty Kajtuś, tam i ja Kasia... Prawda monsieur Fahrtouschek?

(D. c. n.).