Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 37
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

— O, przepraszam cię, siedzi tu młody człowiek, pan Domaszko, niechże on ci powie co o tem sądzi.
Wszystkie oczy zwróciły się na Józefa.
— Hm — odchrząknął ten z namysłem — jestem zdania, że panowie obaj mają pewną dozę racji. Prąd reprezentowany tu i broniony przez pana Wacława jest wyrazem życia duchowego tych, których pociąga, przecież nie stoi to w żadnym związku z nieprzemijającemi wartościami wielkiej poezji.
— Ale nie odmawia pan — nacisnął go sportowiec — poezji wolnej ręki w obieraniu tematów?
— Pan Józef nigdy nikomu żadnego prawa nie odmawia — wtrąciła niewinnie panna Nuna.
— Jest to świadectwem dojrzałości umysłu — apodyktycznie orzekła jej matka.
— Szanowna pani jest zbyt łaskawa — skłonił się jej Józef — istotnie trudno jest odmówić prawa istnienia czemuś, co już istnieje. Prąd ten jest jeszcze bardzo młody i niepodobna przewidzieć, którędy pójdą jego drogi rozwoju. Dlatego wolałbym w tym wypadku powstrzymać się od wypowiadania sądów krańcowych.
— Oto jest również młodość, mój synu, — wystawił wskazujący palec starszy pan Huszcza — ale młodość trzeźwa i rozważna.
Wszyscy obecni musieli w duchu przyznać mu rację, a pan Huszcza, czując w powietrzu aprobatę, ciągnął:
— Klęską naszego narodu jest zamiłowanie do krańcowości. Za moich czasów było jednak lepiej. Żadnych socjalistów, anarchistów, modernistów, ludzie żyli, jak Bóg przykazał. Były, oczywiście poszczególne wybryki, ale to na palcach można było policzyć. Nieprawdaż, szanowna pani?
Mecenasowa poczerwieniała i nerwowo składając serwetkę powiedziała z wymuszonym uśmiechem:
— Słyszałam od starszych, owszem, słyszałam. Ale już za czasów moich niestety było znacznie gorzej.
I dała hasło do powstania, unosząc swoją imponującą figurę nad stołem.
W salonie panna Klima zasiadła do fortepianu, w gabinecie ustawiono stolik karciany. Pani domu, pan Huszcza senjor, Józef i panna Rosiczka stanowili stałą partję brydża.
Józef nie lubił brydża, jak wogóle nie lubił kart. Jednakże nauczył się tej gry, gdyż należało to do dobrego tonu, a wszyscy ludzie z towarzystwa grali.
Rosiczka robiła fatalne błędy w licytacji, w rozgrywce impasowała na drugą damę, wreszcie przebiła atutem własną fortę, dzięki czemu mecenasowa z panem Huszczą nadrobili dwie z recontrą.
Nadobitek twierdziła, że każdemu wolno się omylić.
Idąc do domu Józef poddał gruntownej analizie swoje uczucia do panny Rosiczki i kładąc się spać miał już wyrobiony pogląd: — zobaczymy co i jak, ale zagranicę z niemi nie pojadę.
Nazajutrz zatelefonował Piotrowicz i umówili się na trzecią w kawiarni, przyczem Piotrowicz zastrzegł sobie ewentualne pięciominutowe spóźnienie. Przyszedł jednak punktualnie. Z jego mowy Józef nie mógł nic wywnioskować: zawsze wyglądał poważnie, zimno i w ostrem pogotowiu, o którem świadczyły żywe przenikliwe oczy.
Przywitał się i zaraz przystąpił do rzeczy:
— Mówiłem już wam, że „Tygodnika Niezależnego“ nie można uważać za przedsiębiorstwo handlowe. Jestem przeświadczony, że będzie dawał zyski, lecz zyski te zostaną obrócone na jego rozszerzenie i wzbogacenie jego treści. Czy w zasadzie zgadzacie się na to?
— Zgadzam się.
— Teraz drugie. Berski, z którym wolałbym zerwać umowę ze względów, o których wspominałem daje tysiąc dolarów. Jest to kwota narazie zupełnie wystarczająca. Jednakże nie jest wyłączone, że po trzech miesiącach trzeba będzie włożyć jeszcze pięćset. Kapitał zakładowy wydawnictwa ustalamy przeto na dwa tysiące. Z tego wnoszący gotówkę otrzymuje 75 procent udziałów, a ja wkładają pracę, pomysł i kierownictwo 25 procent. Czy uważacie taki podział za uczciwy?
— Naturalnie, kolego.
— Zatem dobrze. Powiedźcie mi tedy, czy w zasadzie, rozumiecie, w zasadzie, o ile wam myśl przewodnia będzie odpowiadała, będziecie mogli złożyć taką kwotę?
— Będę mógł — potwierdził Domaszko.
— Jesteśmy tedy na drodze do porozumienia. Przyznacie mi słuszność, gdy stwierdzę, że mało jest zdobyć niepodległość, lecz należy ją umocnić i ugruntować?
— Oczywiście.
— Otóż widzimy tu przed sobą dziedzinę leżącą odłogiem. Wysiłki podejmowane tu i ówdzie są doraźne, przygodne, rozstrzelone, a co główne, skierowane wyłącznie ku materjalnej stronie z pominięciem strony duchowej.

(D. c. n.).