Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 21
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

— Depesza przyszła? — zapytał lekarz.
— Dwie. Jedna ze Stawki, druga z dywizji.
— Tak, że niema wątpliwości?
— Niema — jęknął pułkownik — i powiedzcie panowie, co teraz będzie?
Odpowiedź na to pytanie przynosiły jedna godzina za drugą.
Duma objęła władzę na czele rządu stanął Lwow.
Rewolucja.
Ożywił się gościniec, gorączkowo pracował aparat telefoniczny, telefon polowy wyrzucał wprost w ucho pułkownika wiadomości dziwne, rozkazy sprzeczne, informacje niepokojące.
Rewolucja. Władza dla narodu, demokracja. Republika!
Pułkownik z Pastuszkiewiczem wrócili ze sztabu dywizji i nareszcie stało się wiadome, co robić:
— Ma się rozumieć, że cieszyć się! Nareszcie spadło jarzmo absolutyzmu! Nareszcie nastała wolność! Każdy z westchnieniem ulgi zrzuci z siebie hańbiące człowieka miano „poddanego“, dziś jest obywatelem kraju, dziś jest jego współwłaścicielem!
— To nie jest złe — myślał Józef Domaszko, licząc paczki z odesłaną z pralni bielizną — to nie jest złe...
Jeżeli było prawdą to, że szpiedzy niemieccy opanowali dwór cesarski, jeżeli rzeczywiście Mikołaj uznał, że sam nie potrafi prowadzić wojny, że nie umie kierować państwem, że naród lepiej to zrobi — a no, to, oczywiście, trzeba się cieszyć.
Zresztą cieszyli się wszyscy. Dlaczegóżby on, Józef Domaszko, miał być wyjątkiem?
Niepokoiły go tylko obawy: co stryj Cezary sądzić o tem może? Napisał do stryja list, drugi, trzeci, posłał nawet wiersz, opisujący bitwę dzielnej piechoty — i nic, żadnej odpowiedzi.
Tymczasem zaczęły się dziać rzeczy, wymagające rady i wskazówek stryja Cezarego.
Na „punkcie“ odczytywano dzienne rozkazy, a w nich zbyt często mówiło się o powstawaniu wojskowych formacyj polskich, które mają być wyodrębnione w samodzielne grupy. Rząd Tymczasowy uznał niepodległość Polski.
Józef wprawdzie przypomniał przy tej okazji gest Zagłoby obdarowujący króla szwedzkiego Niderlandami — cała Polska była teraz w ręku Niemców — ale przecież ze strony Rządu Tymczasowego było to bardzo pięknie.
Co począć?
Pomimo wiosennych roztopów, bardzo utrudniających lokomocję, zjawił się na „punkcie“ porucznik artylerji konnej Janowski, a oświadczywszy, że przybywa z ramienia „Naczpolu“, to jest naczelnej organizacji Polaków wojskowych, i wylegitymowawszy się papierami instruktora, zebrał wszystkich Polaków, nie wyłączając pułkownika Rubowicza.
Na zebraniu tem zażądał, by natychmiast wnieśli o przydzielenie do formacyj polskich, rozdał białe orzełki, zapowiedział, że wkrótce przyjdą ścisłe instrukcje i pojechał dalej.
Już nazajutrz, wyszedłszy z baraku Józef spotkał Pastuszkiewicza, na którego piersi lśnił biały orzełek. Po paru dniach, gdy zatrzymał się na „punkcie“ dla nabrania benzyny sztabskapitan Hończa ze sztabu dywizji i też miał przypiętego orzełka, Radosławski i jeszcze kilka osób również zaaplikowało sobie oznakę polską.
— Co począć? — martwił się Józef.
Po froncie i po bliskich jego tyłach zaczęli krążyć jacyś agitatorzy, organizatorzy, instruktorzy. Zjawiło się nowe słowo: — meeting.
Pułkownik Rubowicz miał kilka awantur z szeregowcami. W normalnych warunkach poszliby pod sąd polowy, lecz teraz wszystko działo się inaczej. Gryzł się tem pułkownik i coraz częściej wspominał o formacjach polskich. Wreszcie i sam udekorował się orzełkiem.
To przeważyło szalę wahań Józefa Domaszki. Skoro pułkownik wyzbył się skrupułów, tembardziej Józef mógł sobie na to pozwolić.
Jednakże brak wiadomości od stryja Cezarego był nad wyraz ciężki. Józef poprosił o urlop. Formalnie prawo udzielania urlopów miał okręg, ponieważ jednak wszędzie panował bałagan, a okręg na pismo Pastuszkiewicza nic nie odpowiedział, on sam udzielił Domaszce zwolnienia na siedem dni.
Józef z trudem wytłumaczył sobie, że może z pominięciem formalności skorzystać z urlopu i przez całą drogę miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Jednakże musiał przecież zobaczyć się ze stryjem.
Piotrogród wyglądał teraz całkiem inaczej, Czerwone flagi, zaśmiecone ulice, tłumy prostych sołdatów na trotuarach! Czy to dawniej byłoby do pomyślenia!?
Powód milczenia stryja Cezarego wyjaśnił się już w przedpokoju. Zamiast służącego drzwi otworzyła pielęgniarka i Józef dowiedział się, że pan Cezary leży sparaliżowany. Gdy dowiedział się o abdykacji cesarza, dostał ataku apopleksji i od tego czasu ani ręką, ani nogą.

(D. c. n.).