Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Projekty, ze względu na szczupłość posiadanych zasobów materjalnych, były może zbyt śmiałe, lecz wierzyłem w możliwość ich urzeczywistnienia. Wiary tej nie pozbyłem się i dzisiaj, chociaż od tego czasu wiele wód spłynęło rzeką Iguassu do Parany.
Poczęło się ściemniać... i wraz zabłysły różnobarwne ogniki świetlików — zielony, błękitny, różowy — i jęły migotać i krążyć między konarami drzew i na polankach leśnych. Tropikalny księżyc zalał światłem ziemię. Potężny chór, złożony z miljona głosów owadzich, ptasich i żabich zwolna zamierał, a na jego tle wyraziście i doniośle rozlegało się rozpaczliwe tkanie kozodojów. W blasku księżyca roślinność przybrała fantastyczne kształty: wydawała się jakby utkaną z płynnego migocącego srebra. Powietrze przepełniała balsamiczna woń aromatycznych drzew i kwitnących krzewów. Gdy ciemność nastała zupełna, zahuczał potężny szatańsko-złowróżbny głos wielkiej sowy leśnej. Pląsy świetlików stawały się coraz żywsze. Gdzieś w dali ozwało się jakieś ptaszę leśne i zaraz zamilkło, jakby przestraszone własną śmiałością. Łagodny powiew wiatru stawał się coraz silniejszy i chłodniejszy. Dorzuciłem drew do ogniska...
Niejeden taki wieczór przeżyłem niegdyś u swego ogniska nad Iguassu. I oto ten da-