Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u belki nad paleniskiem zwieszał się hak żelazny, służący do umocowania czajnika.
Ze stanu domku i sprzętów byłem wielce zadowolony.
— Mieszkać będę po królewsku, a praca pójdzie gładko i pomyślnie, — rzekłem do siebie z otuchą.
Była to właśnie niedziela i koloniści poczęli przybywać na sumę do pobliskiego kościółka. Po skończonem nabożeństwie koloniści tłumnie oblegli mój domek, aby zobaczyć „pana z Polski“ i dowiedzieć się, co nowego słychać w „starym kraju“. Byłem, wyznaję, wzruszony dowodami życzliwości i zainteresowania się moją osobą, lecz była i odwrotna strona medalu: ponieważ niewszyscy ciekawi mogli zmieścić się w izbie, pozostali zatem stanęli w otwartych oknach i poczułem się w sytuacji ciekawego okazu na wystawie. Gdzie tylko rzuciłem spojrzeniem — wszędzie wpatrzone we mnie oczy, badające mię z ciekawością i uwagą. Gdy wreszcie koloniści rozjechali się, wziąłem się niezwłocznie do prac przygotowawczych, by nie tracić już więcej drogiego czasu.
Mogłem jednakże powinszować sobie: położenie mej obecnej siedziby było wyśmienite aczkolwiek znajdowało się w pobliżu „sedy“ (centrum kolonji — była siedziba zarządu kolonją podczas organizacji – z kościółkiem, sklepami