kozak-sztrozak, kierat-nierad, pazdur-as-dur, zdobycz-Drohobycz, agat-szpagat, arbus-garbus, obostrz-proboszcz, sklęsnę-pince-nez, Janusz-zanurz-a nuż, szczupak-ciupag, biskup-wyskub, amen-cyklamen, majonez-baroness, połóg-samouk, Ałach, wałach, odczyn-ciotczyn, matczyn-Hradczyn, dokąd-sześciokąt, bandaż-ile pan dasz, szezląg-nie zląkł, whisky-niski, cielak-archipelag, rubież-dłubiesz, walczyk-Australczyk, Artus-obdartus, etc. etc. Najprostsze słowa zaczęły mi się rozkładać chemicznie na rymy, np.: w Odessie, wessie, weź się, nieś się, nie ssie, gdzieś się, samo przez się, etc.
Od czasu do czasu przychodziły okresy wojny, w których dawało się słyszeć, że „fortecznych“ lekarzy mają przerzucić na włoski front, co bardzo mi się nie uśmiechało; zdawało się, że nie warto zaczynać jakiejś roboty serjo; wówczas godzinami całemi leżałem na łóżku i ogłupiałem się kombinując rymy. Wkońcu korona owego skretynienia: tyle narosło mi „fiszek“, że przyszło mi do głowy ułożyć z nich kompletny Słownik rymów. Słowniki takie istnieją we wszystkich językach; nie stworzą oczywiście poetów, ale podnoszą kulturę grafomanów, a są miłą zabawką dla ludzi interesujących się fonetyczną chemją języka. Jestem zresztą przekonany, że i dla prawdziwego poety przeglądanie takiego słownika mogłoby stać się ożywczą podnietą i że taki np. rym jak owad-kilowatt mógłby go roz-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/22
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.