Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tu jest słabizna tego teroru kodeksowego. Jest on możliwy conajwyżej w jakichś korporacjach czy klubach towarzyskich, gdzie wszyscy milcząco godzą się na pewne dane i gdzie rzecz rozgrywa się w jednym świecie pojęć. Tam może obowiązywać sobie taki czy inny Boziewicz. Bo tego rodzaju kodeksów było i jest dużo i było zawsze prywatną sprawą sekundantów lub korporacji, który z nich sobie upodobają. Nie jestem fanatykiem antypojedynkowym, tożsamo rozumiem potrzebę kodyfikacji tych rzeczy oraz jej trudności (wogóle definiowania ludzi „honorowych“, czyli zdolnych do dania „satysfakcji“, wedle zawodów, stopnia wykształcenia etc. lepiej jest unikać, bo takie podziały zawsze będą śmieszne i niewystarczające; to są rzeczy nadające się wyłącznie do traktowania indywidualnego), nie o sam też kodeks Boziewicza mi chodzi, mimo że jest może gorszy od innych. Jest on mieszaniną przeżytków szlachetczyzny z galicyjskim a przestarzałym kultem „matury“ jako linji demarkacyjnej między ludźmi. Już po nim powstał kodeks Zamoyskiego i Krzemieniewskiego, wedle których „kodeks Boziewicza nie odpowiada wymogom“ (wszystkie te kodeksy pisane są bardzo lichym językiem, wszędzie „wymogi“, „zaistnienie“ etc.). Ostatecznie, może ktoś sobie postawić Boziewicza choćby na ołtarzyku i modlić się do niego codzień; ale uznawać oficjalnie, i to przez niebylejakie usta, ten zbio-