Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilkanaście. Dostałby pan łódź podwodną, stado bawołów, pług motorowy, etc. Wyzyskanoby pana jako pierwszorzędny środek reklamy.
(Nie piszę tego, jak czytelnicy się domyślą, poto aby się przymawiać o łódź podwodną lub stado bawołów, ale dlatego że wszystko mi się tu wydaje ważne i godne zanotowania).
Pozostaje mi wkońcu najserdeczniej podziękować wszystkim, którzy bądź darem, bądź pismem, bądź żywym głosem przez telefon użyczyli mi pomocy w moim eksperymencie.
Ale prawda, zapomniałem o jednej wizycie, bardzo miłej. Pani Ela (o nazwisko nie pytałem) z Zegrza. Przyniosła mi kwiaty, nie czekając (mówi) aż będę chory. Wręczyła śliczne róże i chciała natychmiast odejść: na sto złotych (mówi) za godzinę rozmowy jej nie stać. Zatrzymuję ją wspaniałomyślnym gestem. Przyznam się, że, póki jeszcze mogę zarobić czem innem, wolę rozmawiać za kwiaty niż za pieniądze. Gwarzymy o tem, o owem, wkońcu pani Ela, spojrzawszy ukradkem na mój nowy budzik, zaczyna się żegnać. Pytam się, czy jej nie zgorszył mój feljeton.
— Proszę pana, odpowiada z uśmiechem, mój ojciec był w przyjaźni z Bolesławem Prusem. Otóż raz, jako dziecko, słyszałam jak Prus mówił do mego ojca: „Marzeniem mojem jest spotkać kobietę, któraby mi dała obiad, pół