Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od schimmy granego w restauracji w Kutnie — z prawem rewanżu — to niewątpliwie tryumf organizacji. Prawa materjalne twórcy zaczynają być chronione znakomicie.
I to jest bardzo dobrze. Poeta niech marzy przy księżycu, a syndyk Związku zawodowego poetów księżycowych niech broni zażarcie praw do przedruku, przekładu, radjowania, filmowania wątku jego marzeń. Ale biada poecie, gdyby, w srebrzystym blasku miesiąca, sam zanadto zaczął myśleć o sprawach zawodowych i organizacyjnych; natchnienie djabliby wzięli, zostałaby sama organizacja. Byłoby czem bronić, ale nie byłoby czego. Raz po raz w rzeczach artystycznych natykamy się na delikatną niewidzialną granicę dzielącą zawód artysty od innego rzemiosła.
Taki dość charakterystyczny moment wystąpił na obradach paryskiego kongresu teatralnego. Odbywał się ten kongres w pałacu fundacji Rotszyldowskiej: symbol! Pałac złotego cielca przerobiony na fortecę ideału. Nie dziw, że wśród marzeń o idealnem zbrataniu ludów w imię teatru, złoty cielec machnął nieraz filuternie ogonkiem.
Rozważano, między innemi, rzecz interesującą: prawa reżysera do swej twórczości, do swojej pracy. Prawo, zdawałoby się, godziwe i słuszne. Wyobraźmy sobie, że reżyser bierze tekst sztuki, nadaje mu kształt sceniczny, wkłada wiele ta-