Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzucha aluminiowego zwierza, aby zająć miejsce w wygodnej karoserji, podobnej zupełnie do wnętrza automobilu. Motor zaczął grać, śmiga wydawała ton coraz wyższy, ujechaliśmy sporo metrów po ziemi, za chwilę znalazłem się w powietrzu.
Pamiętam pierwsze opisy dziennikarzy, którzy dwadzieścia lat temu podfruwali sobie na mizernych aparacikach, wznoszących się na kilkanaście metrów nad ziemią. Co za okrzyki radości, zdumienia, dumy! A potem, kiedy już machiny latały pod niebo, te wrażenia mniej lub więcej artystyczne, te opisy zapadającej się ziemi, uciekającej oczom i tworzącej niby olbrzymi lej. Otóż nie widziałem, ani nie doznałem niczego podobnego, nie było żadnego leja; wznosząc się, miałem uczucie, że dopełniam czynności zupełnie naturalnej. Poprostu setki, tysiące pasażerów wyczerpały te wrażenia za mnie; ja przyszedłem już do gotowego. Ba, skłonny jestem mniemać, że nawet to, iż do końca nie doświadczałem żadnych przykrych uczuć, zawdzięczam setkom pasażerów, którzy w cierpieniach i wstydzie napełniali papierowe torebki. Zrobili to za mnie; i w tem przyszedłem do gotowego. Ludzkość jest organizmem, nie luźnym zbiorem jednostek. Wszystkie doświadczenia się dziedziczy. Jedynie gdy chodzi o robienie głupstw, tam nie skutkuje żadne doświadczenie cudze, a często nawet własne.