Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pani Hańska.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazywa „kochać“, czegóż wam trzeba jeszcze?“
Ale nie tak łatwo jest zmienić raz utrwalone artykuły wiary!
Posypały się we Francji odpowiedzi na tę „apologję“. Znów wytoczono dawne argumenty:
„...Tę niesłychaną zwłokę między owdowieniem a nowem zamęściem p. Bouteron tłumaczy trudnościami spadkowemi i innemi podobnemi trudnościami. Liche to racje dla kobiety naprawdę kochającej! Przyznaje także, że jej arystokratyczna rodzina sprzeciwiała się temu mezaljansowi, i że wciąż zagmatwane położenie finansowe Balzaka nie było zachęcające. Czyż miłość liczy się z takiemi przeszkodami?...“
Cóż za szczytne pojęcie miłości u tego literata, który zapewne sam, doszedłszy do wieku rozsądku, zerwał, w duchu uświęconych tra-