Przejdź do zawartości

Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pani Hańska.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pory zdała mi się jakby uświęcona. Ale w dniu moich urodzin, 24 grudnia, chciałam mieć swoje święto: zamknęłam się, uklękłam i w ten sposób przeczytałam to, co sławna ręka — ale czem jest sława dla serca? — to co ukochana ręka nakreśliła. — Pisał to 2-go sierpnia!... Ach! jakże ten dzień jest już daleko! a mimo to, wciąż jest tuż, wciąż jest obecny, niby gwiazda, którą się widzi nie mogąc jej dosięgnąć, gwiazda, którą wzięłam za godło mego losu.
„Byłam tedy szczęśliwa!... Wiem w końcu, co jest szczęście czyste i bez wyrzutów. Czyż ośmielę się kiedy powiedzieć, nawet tutaj, jak bardzo to moje szczęście było ogromne i zupełne? Ale czyż można opisać na zimno, z piórem w ręku, to co się czuło tak żywo? a gdyby nawet się dało, trzeba