Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

staruszka, Siemieński posuwa się aż do takiego określenia: „Pan Jowialski, ten melancholijny filozof, sypiący pełną garścią głębokie prawdy życia, których nikt nie słucha... upersonifikowana tradycja zdrowego rozsądku, kończąca się, niestety, tylko na nim”... Zestawmy te sądy ze znaną tezą prof. Kucharskiego, dla którego komedja ta piętnuje rozpalonem żelazem „życie nikczemne” jowialszczyzny, lub z koncepcją p. Jerzego Stempowskiego, który w niezmąconym dobrym humorze jowialisty widzi euforję charakterystyczną dla... paraliżu postępowego. I pomyśleć, że dobry Chmielowski uważał, iż u Fredry jest wszystko tak jasne... Wręcz przeciwnie, jak już zaznaczyłem kilkakrotnie, okazuje się, że niema pisarza, co do którego więcejby się tworzyło dziś rozbieżności. Uświadomić je sobie, to może najlepsza droga do ich pogodzenia.
Jedną ze sztuk, w której ocenie zdarzało się tych rozbieżności najmniej, była Zemsta. Znajdowała ona łaskę nawet ongi u najsurowszych krytyków Fredry. Ale co do mnie, widzę znowuż w tej zgodności pewne nieporozumienie. A mianowicie dlatego, że wszystkie niemal entuzjazmy krytyki podnosiły zwłaszcza moralne walory Zemsty, jej atmosferę. Dla Pola w Zemście — „nakoniec przemówiła przeszłość narodowa”. Pisze Pol, że, „kiedy salonowe sztuki fredrowskie były obrazem powszechnego zepsucia, które tylko w innem okazane świetle już tragiczne mogły budzić uczucia, pozostanie Zemsta po wszystkie czasy obrazem uczciwego obyczaju, szczęścia i cnoty domowej”...
Sąd ten powtarza się wciąż w literaturze fredrowskiej. „Jedyna komedja Fredry, — stwierdza prof. Chrzanowski, — która się kończy Bogiem i odzwierciadla obyczaj staropolski i duszę staropolską”.