Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

smaku krwi w Panu Jowialskim; ale teza ta rozciąga się i na inne utwory; wedle niej, dobry pan Benet staje się krwawym policzkiem dla społeczeństwa. A Mąż i żona!
O tej właśnie ślicznej komedji chcę dziś kilka słów pomówić. Na niej przekonamy się jeszcze raz, że zagadnienie Fredry nie jest bynajmniej proste, ale przeciwnie, zrobiono je — przy dużym wysiłku coprawda, — czemś bardzo skomplikowanem.
Komedja ta, w chwili gdy ją wystawiono, wywołała zgorszenie. Kisieliński, pisząc do Fredry z Warszawy, „obawia się, aby ministrowi oświecenia nie przyszło zakazać grania tej sztuki”. „Stare kwoki gorszyły się” — pisze. I nietylko stare kwoki. „Z komedji tej gorszono się — podkreśla Brückner w swoim bezładnym nieco ale kapitalnym szkicu o Fredrze. — Padały słowa o gangrenie moralnej, zgniliźnie, rozkładzie”. Brückner, którego stosunek do Fredry zawsze wyróżnia się żywością i rozsądkiem, śmieje się z owych zgorszeń: „Mąż i żona, — zaznacza, — to nie jakieś przytępienie zmysłu moralnego, lecz wierny obrazek dawno minionej przeszłości i tylko jako taki winien być uważany: tylko brak historycznego ujęcia tłumaczy niewczesne krytyków biadania”.
Czy „tylko jako taki” winien być uważany, to znowuż inna sprawa. Narazie, stwierdźmy, że Brückner uważa za potrzebne bronić autora Męża i żony przed biadaniami krytyki, przed ciężkiemi zarzutami natury etycznej.
To fakt, że ta komedja Fredry długo była uważana za wybryk jego talentu, uroczy ale zdecydowanie płochy. Sam Tarnowski, podnosząc „zmysł moralny Fredry, zawsze czuły i prosty”, dodaje w nawiasie: „z jednym tylko wyjątkiem — Męża i żony”; a sąd to nietylko samego Tarnowskigo, ale po-