Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łącznie erotyczne, dowodzi niesłychany w jego ustach zwrot: »Z wyjątkiem zaprzania się wiary, nic niestosownego (!) niema«.
Bardzo, bardzo charakterystyczny jest stosunek tego księdza do wielu spraw. Powieść agitująca przeciw karze śmierci jest dla niego zaledwie »nieszkodliwa«; pomysł opieki nad kandydatami na samobójców, — niezdrowy: wśród obelg rzuconych na Anatola France, mieści się epitet »zagorzały pacyfista«; za to innego autora chwali O. Pirożyński, że »w kreśleniu okropności wojny jest umiarkowany«...
W rezultacie, ten ksiądz który oplwał wszystkich wielkich pisarzy, od Goethego do Żeromskiego; który chce wytrącić czytelnikom z rąk niemal całą naszą literaturę, który tępi wszelką szlachetną ideę, »bez zastrzeżeń« poleca prawie wyłącznie »sympatyczną« lekturę detektywistyczno-kryminalną, czyli tę która, jak to dowodnie stwierdzono, fabrykuje młodych zbrodniarzy. Oto do czego doprowadza autora jego wyrafinowana »moralność«.
Dziełko O. Pirożyńskiego przywodzi mi jedno wspomnienie. Podczas wojny miałem, przez jakiś czas, powierzony jeden z oddziałów fortecznego szpitala Nr. 7 w Krakowie, pomieszczony w gmachu Akademji Sztuk Pięknych. Otóż, jednego dnia, zaraportowano mi, że ksiądz, który z urzędu odwiedzał chorych, przyniósł pod habitem młotek i poodbijał wstydliwe części wszystkim gipsowym posągom, znajdującym się w sieni i w kurytarzach. Nie darował