Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tannie? Czy kryzys obecnej nędzy (podczas którego wyciska się wciąż po staremu miljony na misje murzyńskie!) nie jest równocześnie momentem niebezpiecznych rewizyj, momentem refleksji w głowach najmniej do myślenia nawykłych? I właśnie w tym momencie nasz kler rozpętuje akcję, jakby poto aby — sposobem prowadzenia walki — unaocznić swój przerażająco niski poziom etyczny i umysłowy. Jadą — jak się to mówi — »na całego«. Niema kłamstwa, na które nie byliby gotowi, gdy chodzi o zwalczenie przeciwnika; niema bredni, którejby w swoje owieczki nie spodziewali się wmówić. Sprowadzają walkę do tumanienia i terroryzowania najciemniejszych, w nadziei że w ten sposób zawsze będą mieli większość.
Ale to jest gra obosieczna. Bo, mimo że duchowieństwo nasze zlekceważyło zgóry w tej akcji wszystko co w Polsce jest wartościowszego, niepodobna przecież zapobiec temu, że ludzie patrzą i wyciągają wnioski. Patrzy na tę akcję inteligentniejszy robotnik, i nauczyciel ludowy; patrzy mnóstwo tych, którzy nie mogą się wypowiedzieć, ale którzy wiedzą co myśleć o tej oszalałej wojnie i o jej pobudkach. Dostaję dość często listy — przeważnie z najsilniej okupowanych dzielnic — otóż, uderzony jestem bijącą z nich nienawiścią i wzgardą dla kleru. Czy celem tej księżej konfederacji jest utrwalić w ludności przekonanie, że katolicyzm to jest szkoła szalbierstwa i cynizmu? Może ta cała akcja naszego kleru to jaka masońska robota? Po-