Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jowialnem wyzyskiwaniu rozkoszy „kibica”. Skoro usiadł przy kim i tubalnym głosem zarechotał: „Karta lubi dym!” — natychmiast przesądny gracz częstował go cygarem. Ta mieszanina żywiołów, zbiorowisko figur charakterystycznych, silnie zarysowanych, znamiennych przez swoje powiedzenia, manje i obyczaje, czyniła ze spelunki rodzaj osobliwego klubu, gdzie nawet bez gry zajmującem było spędzić kilka chwil.
Jeśli czego żałuję, to tego, że nie prowadziłem dzienniczka owych czasów, że nie notowałem epizodów, anegdot, kapitalnych powiedzeń, ostrych jak brzytwa, ujmujących filozofję gry i życia w bezwiednych aforyzmach, których nie powstydziłby się najtęższy pisarz, a których autorem bywała namiętność lub rozczarowanie. Tam, w atmosferze nerwów napiętych jak struny, słowo musiało być zwięzłe; gracz który „szczebiotał”, denerwował wszystkich i był znienawidzony. Po „szczebiotaniu” poznawało się nowicjusza. Za to dobry dowcip, lapidarny aforyzm spotykały się z milczącem uznaniem. Dobra szkoła literacka; no a szkoła życia!!
I ta ostrość atmosfery, w której można było zaciągnąć się narkotykiem kryminału, nie opuszczając ram społeczeństwa, w równym stopniu może nęciła jak sama gra. Przeżycia, na których wspomnienie jeszcze się zimno robi, i sceny, z których jeszcze śmiać się chce. Było coś podniecającego w tem spleceniu dramatu z farsą. Adwokat (skończył później