Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak królowa włada na odległość, oceniając charaktery, wskazując jak każdego zażyć i czego się można po kim spodziewać. I wciąż — w dobrze zrozumianym interesie — zaleca, aby nie dopuszczano do ucisku chłopów, ani do zniszczenia majątków.
Stosunek jej do synów zarysowuje się dość wyraźnie. O najstarszym Jakubie nie ma mowy; sprawy z nim zlikwidowała, czyniąc na jego rzecz znaczne ustępstwa ze swego, byle w zamian zyskać korzyści dla ukochanego Aleksandra. Całą jej myśl pochłaniają dwaj młodsi, zwłaszcza Aleksander. Ale widzimy u tej matki stanowczą decyzję aby się nie dać dzieciom obłupie ze skóry. Nie ma w niej najmniejszego powołania na króla Lira. „Nie byłoby słusznie zagrzebać się nago z miłości dla dzieci“ — pisze. Ta trzeźwa kobieta wie, że trzyma ich przy sobie póty, póki coś reprezentuje; pragnie przy tym zachować dla nich kawałek chleba, kiedy, jak przewiduje, wszystko stracą i znajdą się bez grosza i bez dachu nad głową. Może to jest jej podświadome marzenie, mieć ich przy sobie, zrujnowanych, unieruchomionych, zależnych od jej łaski?
Ale przede wszystkim zawsze pamięta o tym, co jest winna swemu stanowisku; nie chce się zdeklasować. Toteż broni się ciągle kombinacjom, w jakie synowie chcieliby ją oplątać; odmawia — mimo iż z żalem — korzystnej dzierżawy swoich dóbr Aleksandrowi, kiedy nie widzi w nim potrzebnej rękojmi; woli dzierżawcę obcego ale pewnego. Znamienne jest, że jedyny raz kiedy omal się nie poróżniła z wojewodziną, to wówczas, kiedy wojewodzina zbyt gorliwie ujmowała się za Aleksandrem, wstawiając się za nim