Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc się stanowi białogłowskiemu przędła. I on się między krowami nie urodził, a przecie i o tym podczas mówić musi akomodując się ludziom na gospodarstwie już osiadłym, a pozyskując sobie ich przyjaźń przez swoją konwersację... A któż zresztą winien, że tu muszą siedzieć? Któż by sobie nie życzył i wynijść przez złotą bramę z tego wszystkiego? Ale przez Boga żywego, czyż bić się o to z Panem Bogiem, kiedy w tym jego snać nie ma woli? O co ona na niego fuka? O brata? Czyż nie zrobił co w jego mocy było dla jego avancement? Ale czy on dysponuje chęcią króla Francji? A jeżeli on sam wyjechać nie mógł, to czynił dla honoru swego, bez którego cóż po człowieku na świecie, i po nim cóż by jej było, gdyby był bez honoru? Pisze mu, żeby urzędy złożyć w ręce króla, a dobra wyprzedać. Ależ to tak prędko nie idzie, bo i sejm nie będzie aż za dwa lata, i jeden sprzeciw może wszystko udaremnić, i majętności w obecnych czasach ani za pół darmo nikt nie kupi. A czy podobna, aby miał tak długo żyć bez niej? „Że mi zaś Wć grozisz, que vous me renoncerez — eh, Vous me renoncez assez, Madame, kiedy sześć lat pobrawszy się z sobą, nie mieszkasz Wć ze mną i dwóch... Ładny dowód miłości, kochać się przez pocztę!“.
Carte blanche! Znów wypływa ta kwestia, że ona mu pozwala aby sobie tę samotność jak chce umilał. O, tak, widzi, że ona na wszystko by pozwoliła, byleby tylko zawsze mogła daleko od niego mieszkać; tylko się wstydzi do tego przyznać, bo to byłby znak niemiłości niechybny i nieafektu ku niemu...
Od słowa do słowa, od tych rozpamiętywali każdego jej „nieafektu“ i nieczułości po półtorarocznej