Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pustoszenie kraju zaczyna zwykle od włości hetmana. Nawet za rokoszu Lubomirskiego odpowiedzią, byłego marszałka i hetmana na nominację swego następcy było spustoszenie mu żółkiewszczyzny. To połączenie gospodarności z czynem orężnym było jednym z sekretów zwycięstw Sobieskiego. Teraz zapożycza się, zastawia swoje srebra aż do miednicy (tak że — pisze żonie — trzeba się mu myć w szklance); własnym kosztem wystawia 800 ludzi, przekazuje do obozu własne trzody, mąkę, krupy, kaszę. Wie, że żołnierz nie może być głodny; inaczej albo się rozlezie aby łupić po wsiach, albo zawiąże konfederację. Trzeba mu myśleć, żeby konfederacja nie była, żeby wojsko miało co jeść, żeby się wszystkim akkomodować, żeby wszystkim dawać — owo zgoła żeby z niczego wszystko uczynić. Bo oto taką od dworu odebrał deklarację: „Niech on tam sobie myśli, żeby było dobrze, bo tu nie masz pieniędzy, ani sukursu żadnego, którego niech się pewnie nie spodziewa“. Raz po raz skarży się żonie Sobieski, że to, o czym we Francji myślą specjalni komisarze, tutaj jest na głowie hetmana. I te czysto zawodowe względy nie są obce jego predylekcjom dla nowej niedoszłej ojczyzny.
Nie jest tu moim zadaniem opowiadać kampanię z r. 1667, w której, przeciw przemożnym (nie spierajmy się o końcowe zera) siłom tatarskim i kozackim, Sobieski zdołał zgromadzić ledwo 5000 jazdy i 3000 piechoty. Zuchwałym manewrem podzielił swoje wojsko na kilka partii, tak aby nieprzyjaciel nie mógł skupić się na oblęganiu jednej twierdzy, sam zaś z garścią wybranego rycerstwa okopał się w obozie, aby stamtąd ciągłymi wypadami szarpać nieprzyjaciela, przecinać mu dowóz żywności i nużyć go bez