Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sunku tych dwojga. List pani Zamoyskiej do niego jest tym wymowniejszy, że mówi tutaj kobieta w podrażnieniu, mniej niż zazwyczaj licząc się ze słowami, i że list jej, zwrócony do osoby trzeciej, wolny jest od przenośni i omówień, towarzyszących zazwyczaj w owej epoce korespondencji miłosnej.
„Co się tyczy pana chorążego — pisze (po francusku) pani Zamoyska — dziwię się, że serce tak wyniosłe jak jego zniża się do tego stopnia do osoby, którą ceni tak mało, którą tak zlekceważył... Jestem przeświadczona, że nie jest mi winien nic, ani ja jemu. Powiedział mi sam, że jest zmęczony moją życzliwością (las de ma bienveillance). Wyznaję, że byłam tak głupia aby go wyróżniać, co mi się nie zdarzyło nigdy w stosunku do żadnego mężczyzny, a on zapewne chciał mi dać uczuć, jak dalece to nie przystoi kobiecie. Z chwilą gdy mi dał poznać mój błąd, natychmiast odzyskałam rozsądek i poprzysięgłam, że tak jak był pierwszy, tak będzie ostatni, za wszystkie zelżywe słowa jakie mi powiedział. Jestem pewna, że nikt w świecie nie ośmielił się potraktować kobiety tak jak on; ale, jeżeli miałam na tyle umiarkowania aby go wysłuchać tak cierpliwie, niech sobie nie wyobraża, żem to zrobiła przez głupotę... Jestem na tyle zarozumiała, aby sądzić, że nie jestem ostatnia ze wszystkich kobiet; godzę się, skoro pan sobie życzy, przyjąć te słowa jako galanterie wynikłe z jego miłego usposobienia; ale nie byłabym zdolna ścierpieć ich więcej. Domyślam się zresztą, w jakim celu zrobił to wszystko; życzę, aby wynik był pomyślny; co się mnie tyczy, nie mogłam się spodziewać innego końca“...