Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już wiemy — oznaczają list; odór oznacza zdrowie albo życie; intelligence — rozwód, bo i o rozwodzie będzie tutaj mowa. Les oranges — pomarańcze — to miłość. Potem wkradają się kryptonimy natury politycznej, przy czym zauważyć należy ich odcień, zaszczytny gdy chodzi o dwór francuski, a dość pogardliwy gdy chodzi o polski. Tak, Ludwik XIV jest orłem — l’aigle, ale Jan Kazimierz tylko marchand de Paris, albo po prostu kupiec, lub aptekarz. Wersal, to palais enchanté; ale Warszawa — jeu de paumes — boisko do gry w piłkę. Królowa, to Hamaleon albo la girouette — chorągiewka na dachu — albo czasami kupców towarzysz; marchandise (towar), to korona polska. Czasem ważniejsze osoby oznaczone są umówionymi liczbami; czasem wreszcie partie listu pisane są całkowicie szyfrem.
Nie można powiedzieć, aby postać Sobieskiego zyskała na tym zbliżeniu się do dworu, na tym wejściu w atmosferę intryg politycznych i kobiecych. Bardziej mu było do twarzy na koniu, w obozie. Obecnie, rola jego jest dość dwuznaczna. Lawiruje; chciałby zachować i ufność dworu i mir u szlachty. Jeżeli nie chciał czy nie mógł zostać marszałkiem konfederacji po to aby jej kark skręcić, niemniej gra rolę dość dwulicową, posłując od konfederacji do sejmu, a równocześnie współdziałając w planach dworu, pobierając cichą pensję francuską, podpisując tajny czołobitny adres do Kondeusza. I zapewne podpisywał go bez entuzjazmu; frankofilem był przez Marysieńkę, ale natura raczej musiała go ciągnąć do obozu konfederackiego, którego kult szlacheckich swobód całym swoim polskim temperamentem podzielał. Jeszcze mniej