Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istotnie przyjechał; był to chłopiec zupełnie młody, może o rok albo dwa młodszy ode mnie. Zrazu zachowanie się jego względem mnie było obojętne a nawet zimne, tak jak moje względem niego; ale po pewnym czasie zmieniło się na obcowanie żartobliwo-przyjacielskie, jednak zawsze przyzwoite; — to, jakkolwiek bynajmniej nie było dla mnie ubliżającem, przecież niepodobało mi się, bo ja nigdy nie lubiłam względem siebie tonu poufałości ze strony obcych, mianowicie ze strony mężczyzn; postarałam się zatem mojem postępowaniem zwrócić młodego T. na pierwszą drogę. Wtedy on pomału zastosować się starał, a wkrótce nawet dziwnie jakoś spoważniał i zesmutniał; matka jego, nieznacznie i niby zawsze żartobliwie, zaczęła mi robić wymówki, ale ja to niedobrze przyjęłam, odpowiadając milczeniem, i stroniąc coraz więcej od ich domowego koła. Zauważałam odtąd coraz głębszy smutek u młodego T.; — żal mi się go zrobiło, bo pomyślałam że kto wie czy on nie powziął jakich niepotrzebnych i nieuzasadnionych nadziei; winę w tem przypisywałam pani T., której postępowanie z tego względu wcale mi się nie podobało. Odtąd, stanowisko moje w tym domu zaczęło być mniej swobodne, i o ile można odosobniałam się od rodziny T. Gdy po paru miesiącach zawsze widziałam młodego T. jednakowym, to jest poważnym i smutnym a matkę jego jakąś zafrasowaną, umyśliłam położyć koniec temu jakiemuś poplątaniu; przy pewnej odpowiedniej okoliczności, zaczęłam mówić o zamiłowaniu mojem do sztuki, a nadewszystko do życia swobodnego artystycznego, i wspomniałam, że, gdyby mi cośkolwiek stanęło na drodze, nie już jako przeszkoda, ale tylko utrudnienie, mącenie mi tej drogiej swobody, rzuciłabym miejsce pobytu, jak już porzuciłam kraj rodzinny, by znaleźć gdzieindziej pożądaną i niezbędną mi wolność i spokój. Ta mowa moja została widocznie zrozumiana; pani T. przybrała na nowo dawną jednostajną wesołość a jej syn też starał się okazywać dobry humor; lecz łatwo było spostrzec w tem przymus, a po niejakim czasie zaczął słabować i bardzo się nagle zmieniać. Był on zapewne usposobiony do choroby piersiowej, ale w rodzinie T. słabość jego wielki smutek i przestrach sprawiła. Ja, nie przypisując bynajmniej powodów tej chorobie innych nad fizyczne usposobienie, przecież z żalem dostrzegłam śla-

255