granicę. Odebrawszy ten nowy dowód ojcowskiej o mnie troskliwości wuja, rozstałam się z nim i siostrą, i wyruszyłam w szeroki świat.
Pomimo serdecznego rozstania się z rodziną, doznałam wkrótce dziwnie błogiego uczucia; było to uczucie swobody, tak pożądanej dla mnie; a im więcej oddalałam się od granic Polski obstawionych moskiewską strażą, tem wolniejszą się czułam, tem swobodniej, głębiej oddychałam. Moja towarzyszka podróży, jakaś miła i dobra osoba, umyśliła wynaleźć mi w swojem zastępstwie jaką kobietę, któraby, jadąc do Drezna, chciała jednocześnie ze mną odbyć tę drogę. Dziwnem wydarzeniem znalazłam tę drugą towarzyszkę nie dojechawszy jeszcze do Wrocławia; była to jakaś Niemka, która, w jednym z nami będąc wagonie, posłyszała naszą w tym przedmiocie rozmowę; sama ofiarowała mi tę przysługę, a ja przyjęłam ją z wdzięcznością. Tak więc, po paru dniach najpomyślniejszej podróży, stanęłam w Dreznie. Za przybyciem, prosto z kolei żelaznej zajechałam do pani T., owej Niemki, od której tak serdeczny list byłam odebrała; przyjęła mię ona ze wszystkiemi oznakami najżywszego współczucia, ze łzami w oczach tuliła mię do piersi, gdy na wstępie do jej domu rozpłakałam się przypomniawszy pobyt pierwszy mój w Dreznie, i obecne sieroctwo moje. Córka pani T., osoba wykształcona i rozumna, chociaż jakaś sztywna i zimna wydała mi się dawniej, teraz równie jak matka serdecznie przywitała mię. Ujęły mię te kobiety takiem przyjęciem, więc niebawem, po pierwszych przywitaniach i chwilowem wytchnieniu, pomyślałam o rozmówieniu się co do zamieszkania przy pani T. Była to wdowa bez majątku a z sześciorgiem dzieci; utrzymywała się z pensji od rządu wypłacanej jej jako wdowie po wojskowym; fundusz ten bardzo był szczupły, pani T. jednak z tej pensji całą swoją rodzinę utrzymywała, jak to była jeszcze dawniej matce mojej powiedziała; a że, pomimo małych środków, dom ten chociaż skromnie ale z wielkim porządkiem i przyzwoitością był prowadzony, matka moja przypisywała to zabiegom poczciwej wdowy i matki, i głównie na tem opierała szacunek swój dla pani T. Ja, znając położenie tej rodziny, ani na chwilę nie myślałam korzystać materjalnie z ich gościnności; zresztą w każdym razie nie
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/249
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
248