Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kraj i rodzinę. Tą myślą przejęta, roztrząsałam własne uczucia, zastanawiałam się nad położeniem mojem, nad obowiązkami względem rodziny i siebie samej; — była to walka wewnętrzna, tem cięższa że nikogo nie miałam koło siebie coby wzbudzał moje zaufanie i potrafił dać mi radę bezstronną; — więc odwoływałam się tylko do własnego sumienia — i zawsze znajdowałam odpowiedź jedną: tutaj pośród rodziny nie byłam nikomu potrzebną — bratu jednemu mogłam być użyteczną, ale czy w kraju czy o kilkadziesiąt mil bawiąc, zarówno mogłam dopomagać mu — bo szło tylko o doradzanie mu, o napominanie, czego często potrzebował, a przyjmował tylko odemnie; a że on dla nauki agronomicznej musiał ciągle po kraju jeździć, mogłam jedynie listownie z nim w stosunkach pozostawać; zatem, większa cośkolwiek odległość nie stanowiła w tem różnicy. Co do siostry, ta, kochając mnie jak była odemnie kochaną, życzyła mi ziszczenia zamiarów, bo wiedziała, iż to dążenie oddawna objawiało się było u mnie; że, oddając się sztuce, jedynie znajdę pokój duszy. Ja też o nią byłam spokojną; miała w wuju drugiego ojca, mieszkać miała przy nim wraz z ciotką, najmłodszą siostrą z rodzeństwa matki naszej; — tak, pod każdym względem najspokojniejsza o nią byłam. Gdy więc obowiązków tutaj żadnych nie rzucałam, cóż mię zatrzymywać miało? Tak odpowiadałam samej sobie, a jednak, im bliżej było wyjazdu, tem większy czułam niepokój. W nocy nawet dręczyły mię myśli zawsze też same; wtedy, pośród snu często przerywanego, szukałam światła w modlitwie. Raz, więcej niżeli zwykle przygnębiona niepewnością, wywołałam pamięć matki, wezwałam niejako ducha jej, by mię oświecił, umocnił; z tem bolesnem uczuciem zasnęłam, a raczej wpadłam w jakiś stan półsnu, marzenia. Ujrzałam nagle u nóg, przy łóżku, postać matki mojej w bieli, stojącą, z twarzą wybladłą, z rękami na piersiach w krzyż złożonemi; patrzała na mnie z wyrazem cierpienia. Ja, przejęta tym widokiem, chcę wstać by ku matce się zbliżyć, ale niemoc jakaś opanowała mię; nie mogąc ruszyć się, zapytuję: „Jakże ci jest, mamo?“ — Na to ona: „Cierpię, bardzo cierpię“. — „A czemuż stoisz, mamo droga?“ — Tutaj powtórnie wstać usiłuję, ale daremnie, i nawet głos mi w piersiach zamiera i łzy cisną się do

246