Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

listów pisarki jest w toku. Przedtem, mimo obchodów, rocznic, ani jednego tomu jej pism nie było w księgarniach. Zapewne, „wydawca może zarobić“, jak z lekceważeniem pisze pan senator; ale to już jest, wyznaję, oryginalny sposób patrzenia na literaturę, przy którym istnienie dzieł na rynku księgarskim — a tem samem w rękach publiczności — jest rzeczą uboczną, rzeczą, o której mówi się z taką wzgardą! Pan Bezmaski lekceważy tak nietrwałą rzecz jak papier, jest zdecydowanym bronzownikiem; ale bronz ma tę właściwość, że jest bardzo niewygodny do czytania. Celebrowano koło Żmichowskiej pół wieku bez skutku; wystarczyło przemówić ludzkim głosem, aby ją zbudzić do życia. Niechże więc pan senator zastanowi się trochę: skoro odsądza moje poczynania od „wszelkiej wartości literackiej“, niech im przyzna wartość choć praktyczną i niech powie sumiennie: kto lepiej służy sprawie pisarzy, czy ten, który im daje nowe życie i odnawia ich przymierze z czytelnikami, czy ten, kto bezmyślnie macha kadzielnicą przed starym, zakurzonym posążkiem?

*

To tradycjonalistyczne wystąpienie patrjarchy socjalizmu dowodzi, jak głęboko wżarł się nam w krew zbożny frazes. Faktem jest, że, czy to wskutek naszych narodowych właściwości, czy bardziej jeszcze wskutek wiekowego pijarsko-jezuickiego wychowania, czy wskutek tragicznego zagmatwania naszych kolei dziejowych, stosunek nasz do naszych pisarzy stał się odmienny niż gdzieindziej. Wszystko pod kątem krzepienia serc, zbu-

11