Strona:PL Szpieg.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nie poddał, że szedł odważnie naprzeciw swojego losu, czując się apostołem świętéj prawdy, wiedząc że gdyby usta jego słowa za nią wyrzec nie mogły, samym sobą świadczyć będzie o prawdzie téj, za któréj wyznawanie był skazany.
Nie spodziewał się on nikogo tu znaleść i z nikim pożegnać — ale matka jego od trzech dni stała tu codzień na czatach, pilnując syna, czekając na niego.
Postrzegł ją Juljan i uśmiechnął się ażeby jéj dodać męztwa, sądził że przyszła tylko ze słowem błogosławieństwa na drogę, i zdziwił zobaczywszy węzełek na jej plecach, a kij w rękach. Na twarzy zwiędłéj, mimo przebytéj choroby, malowało się chłodne postanowienie, które w sobie czerpie siły do wykonania zadań nawet najcięższych.
Ta myśl, iż matka towarzyszyć mu miała, więcéj sprawiła niepokoju niż pociechy, wolałby był sam cierpieć, niż być przyczyną ciężkich boleści dla niéj, dla matki... Ale ona spostrzegłszy go także, uradowana skinęła na niego tylko i stała spokojna nie usiłując się nawet przybliżyć, gdy inni szlochali rękami przedzierając się przez żołnierzy, aby raz jeszcze dłoń ukochaną uścisnąć — ona czekała opodal, cierpliwa, rachując na długą podróż, która ją z synem połączyć miała.
W pospiesznych pożegnaniach rozdzierających serca, upłynęła błyskawicą chwila ostatnia i wkrótce dał się słyszeć rozkaz do wymarszu, rzucony tym suchym głosem sołdackim, który jednakowo wymawia wyrok potępienia i oswobodzenia... Żołnierze