Strona:PL Szpieg.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ruszyli się, brzęk broni, płacze i krzyki rozległy, łańcuchy zabrzęczały i sznur skutych wygnańców ruszył w daleki świat obcy, nie jeden do otwartéj mogiły na stepie, zimnym posypanéj śniegiem.
Oficer zapalił cygaro, a sołdactwo naciskających się rozpędzało swem — paszli won! odpychając kolbami... Ksiądz zanucił:

„Pod Twoją obronę”...

ale kozak przypadłszy, sądząc że to śpiew jakiś zakazany, uderzył go po siwéj głowie nahajką i pieśń cichym się skończyła pacierzem, tylko sina pręga na licu kapłana poświadczyła, że o Bogu w chwili rozstania z ojczyzną pomyślał.
Odwoływanie się do Boga, i skarżyć na cara — jest to zbrodnia niedarowana... Bóg wedle moskalów jest tylko posłusznym wykonawcą woli monarszéj, inaczéj poszedłby dawno w sołdaty. —
Za szeregiem żołnierzy, podpierając się na kiju, powlokła się jedna kobieta...
Była to matka Juljana.