Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystko poznało tę boginię,
Tę matkę śmierci, córkę losów,
Tę siostrę troski; życie minie,
A nikt, ni człek ni dłoń niebiosów
Nie ulży Doli!... Kamień ninie
Stoi graniczny tam, którędy
Szereg pokoleń wiodła droga,
A wciąż nad nami, wciąż i wszędy,
Złe władnie berło, rózga sroga,
Zabójcza, gorzka zawiść Boga.
Bo śmierć to głębia mórz bezdenna,
A zaś jak fala mórz jest Dola;
Przyniesie-ż litość fala zmienna?
Zyskasz-li miłość z rąk Eola?
Zastąpi-ż noc ci dnia promienie,
Światłem ci w drodze będą-ż cienie,
Gdy „dość już“ rzeknie-ć serca wola?
Zbyt jesteś mądra, kształt twój zbyt uroczy;
Ta piękność wiosny w twych oczach, te światłem lśniące oczy!
To światło wiosny w twych oczach, te uszu twoich dźwięki!
Lecz we łzach są twoje powieki, w twem sercu panują lęki.
Odziejesz-li srebrem swe stopy, a złotem okryjesz włosy?
Ubierzesz się w płaszcz purpurowy, z warg słodkie-ć popłyną głosy?
Obmierźniesz ty kochankowi, gdy z lica-ć spadnie zasłona;
Gdy staniesz się pastwą Doli, zblednie ci twarz zrumieniona;
Padniesz, jak liście powiędłe, jak deszcz, ciekący po polu;
Smutek twej głowy okryciem, strojnej w koronę bolu.