Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niepodobna! — zawołał Rudolf.
— Zapewniam pana, że to ona była; poznałam ją zaraz, choć była ubrana po wiejsku; zawsze ładna, tylko bardzo blada; zawsze równie słodka i smutna jak dawniej.
— Ona w Paryżu! a ja nic o tem nie wiem? nie mogę wierzyć... Lecz jeszcze jedno: jak się ma rodzina Morelów?
— Coraz lepiej, panie Rudolfie; matka już całkiem przyszła do zdrowia; dzieci widocznie poprawiły się; wszyscy oni winni panu życie, szczęście. A biedny Morel, co się z nim też dzieje?
— Ma się lepiej, od czasu do czasu miewa chwile przytomności; spodziewają się wyleczyć go z pomieszania. Teraz bądź mi zdrową, sąsiadeczko. Wkrótce, spodziewam się, ładne oczęta twoje znowu się ożywią, rumieniec wróci i będziesz śpiewać tak wesoło, jak twoje ptaszki.
— Daj Boże! — odpowiedziała Rigoletta z westchnieniem. — Do widzenia!
Rudolf nie pojmował jakim sposobem pani George, nie uprzedziwszy go, przywiozła lub przysłała Marję do Paryża i poszedł do siebie, żeby natychmiast wysłać umyślnego do folwarku Bouqueval. Gdy przyszedł do domu, zastał u bramy pojazd zaprzężony końmi pocztowemi; właśnie w tej chwili Murf powrócił z Normandji, dokąd, jak powiedzieliśmy, pojechał dla zapobieżenia zbrodniczym zamiarom macochy markizy d’Harville i Bradamantiego, jej wspólnika.