Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oddarł zębami dwie chustki od sztuki filarów i rzucił je dzieciom, które patrzyły na nie zazdrosnem okiem.
— Macie, to dla was, hultaje. Teraz idźcie spać, mam do pomówienia z matką, zaniosę wam wieczerzę na górę.
Dzieci uradowane klaskały w ręce, a Tykwa rzekła do nich:
— I cóż, głupcy, czy jeszcze będziecie słuchać Marcjala? Czy on wam kiedy podarował tak piękne chustki?
Franciszek i Amandyna spojrzeli jedno na drugie i spuścili głowy w milczeniu.
— Słuchajcie, — dodał zatrzymując ich jeszcze Mikołaj — obedrę was ze skóry, jeżeli Marcjalowi powiecie choć słowo o skrzyni, bieliźnie i miedzi, i jeszcze odbiorę wam chustki.
Gdy dzieci wyszły, Mikołaj z siostrą schowali wszystko do ciemnej komórki, poczem rozbójnik zawołał:
— Teraz, matko, dawaj pić! a co dobrego wina z pieczęcią! miałem dziś dobry zarobek. Dawaj jeść, Tykwo, dla Marcjala zastaną kości, więcej nie wart.
Bandyta wyjął z kieszeni nóż długi i szeroki, składamy, z rogową rękojeścią i spoglądając z dziką radością na tę zabójczą broń, zawołał:
— Ostry jak brzytwa, to mi przyjaciel! Podaj chleb, matko.
— Cóż ten jegomość, coś się z nim widział?
— Zaraz powiem, — rzekł Mikołaj nie przestając jeść i pić. — Przybiłem do brzegu, przywiązałem łódkę, ciemno tak, że o cztery kroki człowieka nie widać, chodzę z kwadrans, aż słyszę idzie ktoś za mną i odkalsznął parę razy, ja staję, on także, twarzy nie widziałem, miał kołnierz od płaszcza wysoko podjęty i kapelusz nasunięty na oczy.
(Przypominamy czytelnikowi, że tą tajemniczą osobą był notarjusz Ferrand.
— Bradamanti, — rzekł do mnie, wymawiając umówione hasło. — Grabieżnik, powiedziałem stosownie do