Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ry blachy miedzi. Chodźmy teraz Amandyna przyniesie bieliznę.
Wdowa, zostawszy sama, zajęła się przygotowaniem do wieczerzy, zastawiła na stole szklanki, butelki talerze, srebrne łyżki, widelce i noże.
Dzieci wróciły, stękając pod ciężarem. Franciszek dźwigał na ramieniu dwie sztuki miedzi, Amandyny nie było widać pad górą kradzionej bielizny, Mikołaj i Tykwa nieśli dużą skrzynię, ma której leżała czwarta sztuka miedzi.
— Rozbijmy skrzynię! — krzyczała Tykwa z dziką niecierpliwością.
Mikołaj wyjął z za pasa toporek i wsunął pod wieko, usiłując je odedrzeć.
Czerwony płomień ogniska oświecał tę scenę grabieży, na dworze wiatr mroźny huczał.
— Ach! — krzyknęła cała rodzina jednym głosem radości i zdziwienia.
Wszyscy, od matki do najmniejszej córki rzucili się z zawziętym pośpiechem do rozbitej skrzyni, było w niej dużo rozmaitych materyj, zapewne jaki kupiec paryski wysyłał ją do magazynu mód w okolicach Paryża.
— Mikołaju, nie oszukałeś się — zawołała Tykwa, rozrzucając sztukę wełnianego muślinu.
— Nie — odpowiedział bandyta, wyjmując paczkę chustek jedwabnych — niedarmom pracował.
— Atłas! sprzeda się, jak świeża bułka! — rzekła wdowa, sięgając zkolei do skrzyni.
— Przyjaciółka Czerwonego Janka, co mieszka na ulicy Tempe, kupi materję — dodał Mikołaj — a miedź weźmie stary Nicou.
— Amandyno — szepnął półgłosem Franciszek siostrze — jakby mnie było ładnie w tej chustce, którą Mikołaj ma w ręku.
— Albo mnie, gdybym taką zawiązała na głowie — odpowiedziała dziewczynka z podziwieniem.
Mikołaj dnia tego był bardziej szczodry niż zwykle,