Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wolałem uwiadomić panią na miejscu. Mam grać względem pani rolę mentora i powinienem się cieszyć, żeś pani nie popadła w zasadzkę hrabiny Mac-Gregor. A jako przyjaciel, jako brat pani męża, z serca się cieszę, żeś mu wróciła pokój i szczęście.
— Dlatego właśnie, że książę jesteś przyjacielem markiza d’Harville, chcę mu powiedzieć zupełną prawdę i o moim nieszczęśliwym wyborze i o postępku, który tak obraża pańskiego przyjaciela i prawie brata.
— Chociażem szczęśliwy i dumny z takiego zaufania, pozwól mi pani jednak powiedzieć co do nieszczęśliwego wyboru, żeś go uczyniła jedynie przez uczucie szczerej litości i z namowy hrabiny Moc-Gregor. Wiem także, żeś się pani długo wahała przed uczynieniem kroku, którego dziś tak żałujesz.
Markiza spojrzała na księcia ze zdziwieniem.
— Dziwisz się pani? Nie chcę w oczach jej uchodzić za czarnoksiężnika, i kiedyindziej opowiem tajmnicę mego odkrycia. A mąż pani, czy zupełnie teraz spokojny?
— Zupełnie, — odpowiedziała markiza, spuściwszy oczy.
— Złudzenie go uszczęśliwia, nie należy go rozczarowywać. A potem, kobieta nigdy nie jest tak ujmująca dla męża, jak kiedy ma przed nim jaki błąd do ukrycia.
Coraz bardziej zastanawiała markizę mowa Rudolfa, obracanie w żart wypadku, który mógł najstraszliwsze dla niej mieć następstwa; domyśliła się, że książę przybrał ton lekki, żeby zmniejszyć ważność swojej przysługi.
— Pojmuję szlachetność W. K. Mości. Wolno teraz księciu żartować i zapomnieć o niebezpieczeństwie, z którego mnie wybawiłeś. Lecz to, co jeszcze mam powiedzieć, jest tak ważne i smutne dla mnie, taki ma związek z wypadkami dzisiejszego ranka, księcia rady mogą dla mnie być tak zbawienne, że błagam, abyś sobie przypomniał,