Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy miałbyś jakie skrupuły?
— Owszem, zrobię co chcesz, lecz to nikczemne.
— Zgadzasz się więc?
— Dziś jeszcze uwiadomię pana d’Harville. Ale... zdaje mi się, że tam ktoś jest za drzewem, — dodał Tom cicho, wstając nagle.
— Zobacz — odpowiedziała Sara niespokojnie.
Tom wstał, obszedł drzewo, ale nikogo nie zobaczył.
Rudolf już wyszedł ukrytemi drzwiami.
— Omyliłem się, — rzekł Tom, — niema nikogo... Słuchaj, Saro, nie obawiam się markizy. Mojem zdaniem, niebezpieczniejszą jest ta dziewczyna, którą Rudolf przebrany wywiózł na wieś; ma o niej największe staranie. Wprawdzie pochodzi ona z niskiej klasy, ale może go jej piękność oczarowała; wywiedziałem się o jej mieszkaniu i jej sposobie życia. Trzeba i tę przeszkodę usunąć. Stara i ten zbójca, którzy nas w Cite zrabowali, będą nam pomocni.
— Gdy usuniemy obie te zawady, wtenczas przystąpimy do głównego zamiaru.
— A jeżeli nam się i tym razem nie uda... wtedy będę mógł,.. — rzekł Tom, ponuro spoglądając na Sarę.
— Będziesz mógł...
— Nie będziesz mnie więcej błagać, żebym odkładał zemstę.
Potem, wskazując na krepę i czarne rękawiczki, dodał ponuro:
— Ja ciągle czekam... od szesnastu lat noszę żałobę... a wiesz dobrze, że jej nie złożę, aż do chwili...
Sara, drżąc mimowolnie, przerwała bratu:
— Powtarzam, że ci zostawię zupełną wolność, ale dozwól mi wprzódy wszystkiego doświadczyć. Wprawdzie używam nienajlepszych środków... ale jak ze mną postąpiono? — zawołała, podnosząc głos mimowolnie.