Książę uśmiechnął się, umilkł na chwilę, poczem dodał głosem, któremu sądził, że nic już oprzeć się nie zdoła:
— Mój kochany panie Paskal, czy znasz sławnego bankiera Torlonia?
— Z nazwiska, Mości Książę.
— Czy wiesz o tem... że jest księciem?
— Czy to być może?
— Nietylko, że to być może, ale tak jest rzeczywiście, kochany panie Paskal! Otóż nie widzę, dlaczegoby nie uczyniono dla pana tegoż samego, co uczyniono dla pana Torlonia?
— Jakto? Wasza Cesarska Wysokość?
— Mówię — powtórzył książę z pewnym przyciskiem — mówię, że nie widzę dlaczegoby i pana nie miano wynagrodzić znakomitym tytułem i wysokiemi dostojeństwami?
— Co znowu, Wasza Cesarska Wysokość chce sobie żartować ze swego biednego sługi.
— Nigdy nikt nie powątpiewał o moich obietnicach; a jeżeli pan sądzi, że byłbym zdolnym żartować sobie z pana, obrażasz mnie takiem podejrzeniem.
— W takim razie, Mości Książę, ja pierwszy żartowałbym z siebie samego, i to bardzo głośno, bardzo wesoło, i zawsze, gdybym się ubiegał za tytułami. Widzi Wasza Cesarska Wysokość, ja jestem tylko biednym plebejuszem (mój ojciec był prostym handlarzem), odłożyłem sobie kilka groszy, prowadząc moje drobne interesy i mam tylko mój zdrowy rozum, a ten nie pozwoli mi nigdy przerobić się na Margrabiego de la Janotiére (jest to bardzo ładna powiastka Woltera, trzeba ją Waszej Cesarskiej Wysokości przeczytać!) i to na pośmiewisko tych złośliwych ludzi, którym się podoba czasami obsypywać podobnemi tytułami nasz biedny świat.
Książę nie przypuszczał nawet, ażeby go mogła spotkać odmowa tego rodzaju: nie stracił przecież odwagi i rzekł wzruszonym głosem:
— Panie Paskal, lubię tę szczerą otwartość, lubię taką
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/717
Wygląd
Ta strona została skorygowana.