Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1592

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

człowieka; długa szara opończa z posrebrzanemi guzikami, Spodnie orzechowe, ściągnięte sznurkiem przy kostkach, dozwalające widzieć pończochy w niebieskie i czerwone pasy, od których odbijały czarne skórzane trzewiczki z szerokiemi srebrnemi sprzączkami; oto cała postać pana Segoffin, który pod pachą trzymał czerwony parasol, a w ręku trzyrożny kapelusz.
Pozostając dwadzieścia lat na usługach ojca pana Cloarek, dawnego urzędnika, Segoffin po jego śmierci pozostał przy jego synu, którego znał jeszcze dzieckiem i któremu oddany był z zupełnem poświęceniem.
Jakeśmy już powiedzieli, Segoffin zaraz przy wejściu powitany został szyderskim głosem szwaczek: Ah: otóż i pan Segoffin!... Dobry wieczór, panie Segoffin.
Człowiek ten ze zwykłą obojętnością najprzód złożył kapelusz i parasol na krześle, a potem z jak największą powagą wyciągnął ręce, aby uściskać jednę z najładniejszych swawolnie, a mimo krzyku i szamotania z jej strony, złożył głośny pocałunek na obu rumianych policzkach. Nadzwyczajnie zadowolony tym wstępem, zabierał się już do powtórzenia swych czułości, gdy pani Robertowa, pociągnąwszy go za połę surduta, zawołała na niego z oburzeniem:
— Segoffin, Segoffin! doprawdy, jakież to zuchwalstwo, jaka nieprzyzwoitość...
— Co się stało, odstać się nie może — rzekł Segoffin stanowczym tonem, głaszcząc kościstą ręką swoje usta jakgdyby rozpamiętywał słodycz tych pocałunków, gdy tymczasem młoda szwaczka wychodziła z pokoju ze swemi towarzyszkami i wszystkie trzy, śmiejąc się jak szalone, wołały jeszcze:
— Dobranoc, panie Segoffin, dobranoc.
Pozostawszy z nim sam na sam, pani Robertowa zawołała:
— Tylko ty jeden na święcie zdolny jesteś dopuścić się