i samotności... Doprawdy w nadmiarze szczęścia powiedziałem sobie: będę nienasycony... i dla podwojenia tego szczęścia, muszę radość moją opowiedzieć pani Bastien, zostanę nawet u niej na obiedzie; spędzę tam kilka najprzyjemniejszych w świecie godzin, i uczynię jej propozycję, która jej się może spodoba, równie jak naszemu kochanemu Fryderykowi. Nie byłżeby to dzień zupełnie szczęśliwy, dzień prawdziwego sybaryty?
W tej chwili przerwano doktorowi jego radosne uniesienia; albowiem stara służąca, trzymająca za rękę nędznie ubrane siedmio, lub ośmioletnie dziecię, zawołała z progu domu, na którym się zatrzymała:
— Panie Fryderyku, już wybiła szósta godzina.
— Do zobaczenia mateczko — rzekł Fryderyk, całując Marję w czoło, poczem zwrócił się do doktora:
— Wszakże, panie Dufour, my się jeszcze zobaczymy, zanim pan odjedzie?
I w kilku lekkich skokach Fryderyk stanął przy starej służącej i dziecku, z którem wszedł do domu.
— Gdzież on się tak śpieszy? — zapytał doktór jego matkę.
— Idzie na lekcje — odpowiedziała Marja z uśmiechem — czy pan nie widział jego ucznia?
— Jakiego ucznia?
— Chłopczyk, który tu właśnie przybył, jest synem wyrobnika, zbyt daleko mieszkającego od Pont-Brillant, ażeby go mógł posyłać do szkoły; dlatego to Fryderyk daje mu codziennie dwie godziny lekcji, i zaręczam panu, że jestem zarówno zadowolona z nauczyciela, jak z jego ucznia; gdyż jeżeli Fryderyk w ciągu tych lekcyj okazuje rzadką gorliwość, słodycz i rozsądek, to i uczeń zupełnie odpowiada troskliwości swego mentora.
— To wybornie!
— Widzi pan — mówiła Marja z miłym i pełnym rezygnacji uśmiechem — tym sposobem w braku innej jałmużny, przynajmniej takiej udzielamy. Wiadomo panu,
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1207
Wygląd
Ta strona została skorygowana.