twój los tak odważnie i wesoło. Więc ty... powiédz mi szczerze.... uważałeś się.... i uważasz się zawsze być szczęśliwym?
— Bardzo szczęśliwym.
— Na prawdę?
— Dla czegóż miałbym cię zwodzić? Spojrzyj na mnie, mój ojcze; czy ja to wyglądam smutny albo zmartwiony jak każdy inny człowiek niezadowolony ze swego losu?
— Bo téż ty masz taki rzadki, nieoceniony charakter.
— O! nie zawsze, bo gdyby mi, na przykład żyć przyszło z tym obrzydłym kurczyworkiem, panem Ramon, zrobiłbym się nieznośnym, niepohamowanym, wściekłym!
— Ale cóż ty masz, przeciw temu biédnemu człowiekowi?
— Co ja mam przeciw niemu? Zawzięty i mściwy żal za pięciodniowe męczarnie!
— Męczarnie?
— A cóż to jest, kochany ojcze, mieszkać w obszernym domu, tak nagim, tak zniszczonym, tak zimnym, tak ponurym, że obok niego grób wydałby się przyjemném i wesołém mieszkaniem. A potém, widziéć w tym wielkim grobie, przesuwające się jak dwa cienie, dwie
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/96
Wygląd
Ta strona została przepisana.