— Klucz panny Maryi? — rzekła pani Justin: — ja go nie mam: ten pan wziął go przed chwilą.
— Jaki pan?
— Jakiś pan orderowy. O! tak, o nim to już można powiedziéć, że orderowy: bo to wstążka na dwa cale z dużą kokardą! Nie widziałam nikogo tak dekorowanego!
— Ależ, — powiedziała dziewica nadzwyczajnie zdziwiona, — ja nie znam żadnego orderowego pana; on się musiał pewnie omylić.
— O! nie, moja córko, pytał mnie czy tu mieszka niejaka Lacombe, kaleka żyjąca ze swoją córką chrzestną, szwaczką; widzisz więc, że tu nie ma żadnéj omyłki.
— I pani nie powiedziałaś temu panu, że moja chrzestna matka jest chora i z nikim widziéć się nie może?
— Owszem, moje dziecko, ale oświadczył, że chce z nią mimo tego mówić, i że przybył w interessie bardzo ważnym i bardzo pilnym; wtedy oddałam mu klucz, i pozwoliłam mu pójść samemu, nie chcąc się znowu wystawiać na grubijaństwa twéj chrzestnéj matki.
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/68
Wygląd
Ta strona została przepisana.