Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoich dobrych chęci nie miały żadnych środków do ich wykonania.
— Czyś téż widział szkołę ojca Richarda, tych chłopczyków w porządnych bluzach sukiennych i te dziewczęta w pięknych merynosowych sukienkach? Jak to wszystko zdaje się być zadowoloném!
— Wiész ty, że tu może zaledwie pięć lub sześć z tych starych kalek brakuje, które dzięki ojcu Richardowi znajdują przynajmniéj chleb i spoczynek na swoje stare lata?
— Ale, powiem wam téż jednę rzecz, moi przyjaciele.
— Cóż takiego?
— Oto, że mamy tu dzisiaj przynajmniéj sto pięćdziesiąt osób, które mniéj lub więcéj miały udział w dobrodziejstwach ojca Richard.
— To prawda, i kiedy pomyślimy, że to samo ciągle od lat cztérech się powtarza, to już mamy sześć do siedmiuset osób wspomożonych, wyuczonych, lub ożenionych przez tego zacnego człowieka.
— Nie licząc w to, że jeżeli pan Ludwik, jeszcze ze trzydzieści lat pożyje, to będziemy mieli pięć do sześciu tysięcy ludzi, którzy z dobrodziejstwa ojca Richard będą mieli ży-