Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

widzów w oknach domów przyległych kościołowi, i liczne zebranie ludzi otaczało przedsionek kościoła. Starzec zbliżywszy się do tego tłumu, podsłuchał następującą rozmowę:
— Zawsze już teraz nie długo nadejdą.
— Spodziewać się należy, bo dwunasta zaraz wybije.
— Szczególna też to godzina na obrządek ślubny.
— Co tam! kiedy człowiek taki dostaje posag, to może na to wcale nie uważać.
— Któż to się żeni o takiéj godzinie, moi panowie, — zapytał nasz mulat; — o jakiem to panowie mówicie małżeństwie?
— Widać zaraz, że pan nie jesteś z téj części miasta!
— Rzeczywiście, mój panie, jestem zupełnie obcy.
— To co innego! Bo w przeciwnym razie, wiedziałbyś pan dawno, co to znaczy ślub sześciu par, odbywający się od czterech lat w nocy z 11 na 12 maja.
— Jedenastego na dwunasty maja, — powtórzył starzec zadrżawszy lekko, — poczém dodał: