Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwykle szyderstwem, wzgardą i nienawiścią! A dziś, rozrzutnik, marnotrawca sprowadza na jego życie cześć i uwielbienie! Powtarzam więc, czy to nie sen jaki? A potém, jakie i to jest dziwactwo, że dzisiaj zapraszają tu wszystkich robotników na uroczystość otwarcia tego pałacu?
Zadziwienie starca zwiększało się jeszcze, kiedy spostrzegał rażącą oczy jego sprzeczność, a mianowicie, kiedy napotykał ludzi okrytych orderami, ubranych wykwintnie i przechodzących salony prowadząc pod ręce kobiéty odznaczające się najwykwintniejszym strojem i elegancyją; ale ta klassa gości była najmniéj liczną.
Florestan de Saint-Herem, piękniejszy, weselszy, świetniejszy jak kiedykolwiek, zdawał się rozpromieniać pośród téj atmosfery zbytków i przepychu; reprezentował on gospodarza domu jak najdoskonaléj, przyjmując gości swoich z wdziękiem i największą grzecznością. W tym celu, jako człowiek umiejący żyć na świecie, stanął on w końcu galeryi przyległéj do piérwszéj sali, i tam, jedna kobiéta nie mogła przejść koło niego, do któréjby nie przemówił słowami pełnemi uprzejmości