Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ci te pieniądze? Ludwik to tylko uczynił czegoś sama żądała i nic więcéj. Wiém o tém; ale cóż chcesz moje dziewczę; to obawa ażeby mi nie przyszło umrzéć na ulicy! ażeby cię nie widzéć, skutkiem tego małżeństwa nieszczęśliwszą jeszcze jak dzisiaj, skłoniła mnie do żądania téj pensyi. Powiedziałam to dla tego ażeby cóś powiedziéć, bo wiém dobrze, że nie mam prawa do żadnych pensyj! Ah! gdyby sobie kto wystawił co to jest ta trwoga pozostać bez dachu nad głową, na bruku, jak tyle innych w moim wieku i w mojém kalectwie! Trudno już teraz inaczéj postąpić; żądałam zbyt wiele, źlem zrobiła. Bo cóż mnie potrzeba? Garstkę słomy w kąciku, jakąkolwiek strawę i byle mnie tylko Maryja nie zostawiła zupełnie samą. Takem się przyzwyczaiła widziéć ją krzątającą się koło mojéj osoby z jéj miłą i słodką zawsze twarzyczką! Gdybym jéj nie miała, zdawałoby mi się, że ja w grobie już leżę.... A potém, tylko ona jedna jest na świeście co potrafi obchodzić się z taką starą i skaleczałą jak ja kobiétą.... Nie pragnę nic więcéj jak tylko z Maryją pozostać; ale widziéć, że mi ktoś tę garść złota w twarz ciśnie! tak, to mnie olśniło