Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczy, — jeżeli przed chwilą wachałem się z udzieleniem ci jasnego tłómaczenia, to dla tego, że w smutku i żalu moim, nie chciałbym być boleśnie dotknięty tém zadowoleniem, może nawet usprawiedliwioném jakie ci sprawi wiadomość, którą ci mam oznajmić.
— Na Boga, Ludwiku, tłómacz się jaśniéj.
Mówiłem ci już, że mój ojciec pojechał do Wersalu na spotkanie twego wuja i twojéj kuzynki.
— I cóż ztąd?
— Twój wuj i jego córka, jak to już było z mojém ojcem ułożone, bez żadnego wątpienia udali się tąż samą co i on koleją, znajdowali się w jednym i tym samym wagonie... i...
— I om także, — zawołał Saint Herem zakrywając twarz rękoma. — O! nieszczęśliwi!... ah! to byłoby okropnie.
Ten wykrzyknik przerażenia, ten wyraz pożałowania, jaki się odbił w głosie Florestana, były tak nagłe, tak szczere, że Ludwik wzruszył się tym nowym dowodem dobroci serca swego przyjaciela, którego piérwsze wrażenie objawiło się szlachetném współczuciem, a nie chciwą i bezwstydną radością.